1 września 2015

Gust zwany Ikeą


Jakiś czas temu pewien poznański artysta podzielił się ze mną ciekawym spostrzeżeniem: 

Przed II wojną światową ludzie bardziej cenili sztukę i byli także lepiej wyedukowani artystycznie. W dobrym guście było posiadanie w domu przynajmniej jednego oryginalnego obrazu, nawet małej akwareli bądź szkicu. Dzieła artystów były także prezentami, którymi obdarowywano z okazji ważnych uroczystości rodzinnych, np. ślubu.


Od wspomnianych czasów minęło prawie 100 lat. Trudno nie odnieść wrażenia, że dziś dzieła sztuki trafiają do bardzo wysublimowanej grupy osób, których "fanaberią" jest kolekcjonowanie. Rozmowy o niej toczą się wyłącznie w wąskich, elitarnych, artystycznych środowiskach. Nowy iPhone jest bardziej pożądanym prezentem niż obraz olejny czy rzeźba z brązu. Przeciętny Polak ostatni raz zetknął się z twórczością artystyczną w szkole podstawowej i nie pamięta, kiedy ostatnio był na wystawie. Jaki obraz społeczeństwa się z tego wyłania?

Dziś poziom estetyki ogółu reprezentuje symbol naszych czasów, a także nowoczesności, minimalizmu i prostoty, czyli IKEA. Silną pozycję na rynku zdobyła dzięki kolekcjom tanich mebli w oszczędnym, skandynawskim stylu, które świetnie się sprawdzają w wynajmowanych mieszkaniach i odpowiadają zasobności studenckiej kieszeni.

Ikea to styl, Ikea to sztuka- zdawać by się mogły powtarzać jak mantrę dzikie tłumy (czytaj: pielgrzymki) udające się w weekendy do tych wielkopowierzchniowych świątyń. O wiele milsze jest przecież przebywanie we wnętrzu jak z katalogu, niż wśród staroświeckich PRL-owskich meblościanek, kryształów i przaśnie udekorowanych ścian. To nic, że inspiracja okazała się zbyt nachalna. Ważne, żeby było tanio i tak, jak wszędzie. 

Przykładowo: większość blogerek maluje się przy toaletce HEMNES albo MALM, kosmetyki trzyma w komodzie ALEX, przegląda się w lusterku MYKEN, a pędzle trzyma w białej osłonce na doniczkę SKURAR... 
Pójście na łatwiznę, masówka i tendencje do upraszczania- znamy to nie tylko ze sposobu dekoracji wnętrz, ale także z zawartości garderoby (wszak to też pewien rodzaj sztuki użytkowej). Sieciówki, kopiowanie sklepowych manekinów, strój zwykły, szary i niewyróżniający się. 


Pojawia się tu pytanie: czy naprawdę brakuje nam finezji czy to efekt zachowawczości? A może do wyglądu siebie oraz przedmiotów, które nas otaczają, nie przykładamy zbytniej wagi?

1 komentarz:

  1. ja tam jakoś nigdy nie przyzwyczaję się do podróbek, choć nie powiem, zdarzało mi się nabierać. oryginał to jednak oryginał i nic tego nie zmieni :)

    OdpowiedzUsuń