10 września 2015

Czy warto kupować podróbki?




Popyt rodzi podaż, to stare prawo rynku. Gdyby nie było zainteresowania podróbkami, nie byłaby konieczna ich produkcja. Rynek imitacji jest niczym innym niż owocem pazerności i zachłanności. Przestępcy, którzy nim kierują, bogacą się na ludzkiej krzywdzie. Nie tylko nielegalnie zmuszają pracowników fabryk do pracy po godzinach, ale okradają właścicieli podrabianych znaków towarowych z gigantycznych sum. Dziś artykuł o tym, czy rzeczywiście warto kupować falsyfikaty i czy jest to legalny proceder.


Słowniczek ważnych pojęć

Dyskusję na temat podrobionych towarów rozpocznijmy od definicji pojęć, związanych z tym tematem:
falsyfikat (inaczej: imitacja, podróbka, fałszywka) - fałszerstwo obiektu oryginalnego (dokumentów, wyrobów przemysłu, dzieł sztuki) będącego efektem celowego wprowadzenia (np. konsumenta) w błąd, 
replika - powtórne odzwierciedlenie obiektu, z możliwie jak najwierniejszym odzwierciedleniem oryginału; od falsyfikatu różni się tym, że fakt bycia repliką nie jest ukrywany,
duplikat - drugi egzemplarz obiektu, identyczny z pierwszym; w odróżnieniu od kopii, duplikat nie jest utworzony na wzór oryginału, ale pochodzi z tego samego źródła, co pierwszy egzemplarz, 
kopia - obiekt powstały na wzór innego obiektu; w sztuce dokładne powtórzenie wykonanego wcześniej dzieła, w celach bezpieczeństwa (udostępniania kopii zamiast oryginału) bądź fałszerstwa, 
plagiat (inaczej: kradzież intelektualna) - umyślna kradzież utworu lub pomysłu, 
znak towarowy - prawnie chroniony, niepowtarzalny element, skutecznie odróżniający go od produktów lub usług konkurencyjnych.
Na podstawie: pl.wikipedia.org


 Kto przyczynił się do powstania rynku podróbek?

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy Michaelem Korsem, projektantem który zarabia na życie na tworzeniu projektów ubrań i dodatków. Na razie nie skupiajmy się na jego popularności, spójrzmy na niego przez pryzmat człowieka, którego stałym źródłem utrzymania jest projektowanie. Jego droga do sukcesu w branży modowej nie była usłana różami, ba, zmierzył się z chyba najgorszym możliwym zawodowym koszmarem, jakim było ogłoszenie bankructwa. Mimo tej sromotnej porażki, Kors nie zrezygnował ze swojej estetyki. 

Osiągnięcia na miarę światowej skali nie przyszły jednak od razu. Można tylko gdybać, ile nieprzespanych nocy i ile wyrzuconych do kosza projektów powstało, zanim wpadł na pomysł szkiców torebek Jet Set, Hamilton czy Selma. Wierzcie mi, proces twórczy to niezwykły wysiłek intelektualny. W przypadku Korsa, nareszcie się opłacił. Dziś dodatki sygnowane jego imieniem i nazwiskiem są znane na całym świecie. Bez wątpienia odniósł olbrzymi sukces (polecam przeczytanie wywiadu, przeprowadzonego przez portal fashionbiznes.pl). 

W Polsce podejście do ludzi, którzy swoje bogactwo osiągnęli ciężką pracą, jest często krzywdzące i stanowi efekt ideologii poprzedniego systemu. Traktuje się ich jako wyzyskiwaczy, którzy na pewno nielegalnie dorobili się majątku. Dlatego niektórym tak trudno przyjąć do wiadomości, że projektant może bogacić się na torebkach za bagatela 1500zł. (Oczywiście ta kwota nie jest równa przychodowi projektanta, jaki płynie ze sprzedaży produktów, po odliczeniu kosztów wynajmu powierzchni handlowej, zatrudnienia pracowników, itd.). 

Pomyślmy, jak dobre musiały być biznesplan i filozofia marki Korsa, aby nakłonić klientelę do zakupu produktu o 4-cyfrowej kwocie. Tak łatwo jest zmieszać projektantów mody z błotem i twierdzić, że "naszyją metkę na jakąś szmatę i mogą windować ceny, jak tylko się da". To jest element strategii marketingowej ich marek. Branża luksusowa jest wyjątkowa, także przez wzgląd na wysokość cen, jakie prezentuje swojej grupie docelowej. 

Pomyślmy, jak bardzo Michaela Korsa musi boleć świadomość, że jego projekty są teraz jednymi z najczęściej podrabianych na świecie. Z tego procederu nie ma ani grosza. Czy na jego miejscu nie staralibyśmy się chronić swojej własności intelektualnej i patentować znaków towarowych oraz modeli produktów, których powstanie kosztowało wiele czasu, pieniędzy i energii? 


• Czy noszenie podróbek jest legalne?

W Europie każdy kraj samodzielnie reguluje swoje prawodawstwo w zakresie obrotu falsyfikatami. Najostrzejsze w tej dziedzinie prawo panuje nad Sekwaną i słusznie, ponieważ branża odzieżowa, kosmetyczna i luksusowa są jednymi z najważniejszych w tamtejszej gospodarce, a handel podrabianym towarem przynosi olbrzymie straty. We Francji każdy, kto kupuje podróbkę i ją nosi, może iść do więzienia na trzy lata albo zapłacić karę w wys. 300 000 euro (źródło). Kilka lat temu powstała nawet specjalna kampania społeczna mająca zniechęcić obywateli do wspierania rynku falsyfikatów (hasło: Prawdziwe damy nie noszą podróbek).


W Polsce posiadanie i noszenie podrobionych towarów jest legalne. Przewidziane są natomiast kary dla osób, które zajmują się ich sprzedażą:

Dz.U. z 2003r. Nr 119, poz. 1117 ze zm.
Art. 305. 1. Kto, w celu wprowadzenia do obrotu, oznacza towary podrobionym znakiem towarowym, zarejestrowanym znakiem towarowym, którego nie ma prawa używać lub dokonuje obrotu towarami oznaczonymi takimi znakami, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca przestępstwa określonego w ust. 1 podlega grzywnie.3. Jeżeli sprawca uczynił sobie z popełnienia przestępstwa określonego w ust. 1 stałe źródło dochodu albo dopuszcza się tego przestępstwa w stosunku do towaru o znacznej wartości, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.
Źródło: forumprawne.org

Szczerze zazdroszczę Francuzom takich regulacji prawnych i protekcjonalnego podejścia wobec swojej gospodarki. W Polsce, niestety, branżę odzieżową nadal traktuje się po macoszemu i nie dostrzega jej potencjału. Nie ma się zatem co dziwić, że fakt kupowania i noszenia podróbek nie są  u nas traktowane jako przestępstwo. To legalny proceder. Ach, jak wspaniale fałszywki wpisują się w realia bazarków, targowisk i bylejakości...


• Rekompensata imitacjami

To oczywiste, że jako nacja nie lubimy przepłacać. Nie pozwala nam na to poziom zarobków, tak odległy od zachodnich płac. A przecież ceny w Polsce w przeliczeniu na euro czy dolary są takie same, a nawet wyższe. Różnice staramy się rekompensować kupując imitacje, bo skoro wyglądają one jak oryginały, to po co przepłacać? Torebka Korsa logowana tam, gdzie trzeba, z kompletem metek, w pokrowcu z logo projektanta i do tego tylko za 24$ z przesyłką...

Dostęp do rynku podróbek jest coraz łatwiejszy za sprawą globalizacji i dostępu do takich portali jak Aliexpress (chiński odpowiednik rodzimego Allegro). Istnieją grupy na Facebooku, które specjalizują się w zamawianiu podrobionych towarów z Azji. Ostatnio nasiliło się także zjawisko tzw. "buticzanek", które polega na zakładaniu sklepów internetowych z asortymentem sprowadzanym z Aliexpress. Ich właściciele często narzucają marżę wynoszącą kilkaset procent! Jak widać, niektórzy zrobili na tym w kraju całkiem dochodowy interes.


• Jeśli nie stać mnie na oryginał, to nie kupuję podróbki

Kiedyś kupienie torebki wzorowanej na modelu Chanel 2.55 czy szpilek z charakterystyczną czerwoną podeszwą nie było dla mnie synonimem bezmyślności, a rozsądnego dysponowania pieniędzmi. Od zawsze podobały mi się "klasyczne modele", dlatego w kupowaniu rzeczy wzorowanych na tych od projektantów nie widziałam nic zdrożnego, tym bardziej, kiedy kosztowały mniej niż 100zł. Co prawda nie zapędziłam się w logomanię, by błyszczeć nachalnie rozpoznawalnymi znakami towarowymi na prawo i lewo, ale miałam w swojej szafie kilka podróbek, o czym wspominałam w tym artykule

Olśnienie przyszło dopiero podczas nauki projektowania po szkole średniej, kiedy mogłam spojrzeć na branżę mody z innej perspektywy. Szybko wyrzuciłam fałszywki i absolutnie nie było mi ich żal. Patrząc na nie czułam niesmak i konsternację. Nawet jeśli ich noszenie było legalne, to w głębi duszy czułabym, że daję zły przykład. Postanowiłam sobie, że nigdy więcej nie kupię podróbek. Jeśli nie stać mnie na oryginały, to nie będę kupować ich imitacji.


 Prawdziwe damy nie noszą podróbek

Do zmiany zdania nie przekonają mnie żadni celebryci, którzy ostentacyjnie pokazują się w podrobionych ubraniach i dodatkach. Uważam to za aroganckie zachowanie, ignorancję, brak klasy i profesjonalizmu. Kto, jeśli nie oni powinni być świadomi tego, co noszą i kogo swoimi wyborami wspierają. 

A jeśli o przykład postępowania chodzi, to smutne jest też to, w jakim kierunku zmierza nie tylko sfera elit, ale także blogowy światek. W jej twórcach tkwi wielki potencjał, ponieważ mogą publicznie krzewić wiele mądrych i wartościowych treści. Mają możliwość piętnowania noszenia i kupowania fałszywek, ale tego nie robią. Takie osoby mogę wymienić na palcach jednej ręki. Ba, jest to nawet okazja do pochwalenia się podróbkami. "Za 300 zł straconych w Polsce mam 4 pary Air Max'ów na chińskim Aliexpress"- pisze jedna z internautek.


• Głosowanie portfelem

Kupowanie podróbek wynika nie tylko z zachłanności pobudzonej przez profesjonalne kampanie reklamowe selektywnych marek, ale i braku zastanowienia czy wnikliwej wiedzy. Nie wszystkim jest wiadome, jak odróżnić podróbkę od oryginału, gdyż bardzo łatwo się pomylić i paść ofiarą oszustwa. (Tutaj polecam profil Podróbkowo Wielkie oraz zakładkę o tej samej nazwie na blogu Jest Pięknie).

Temat fałszywek jest bardzo rozległy i dotyczy wielu sfer naszego życia. Nie jest ono perfekcyjne i nieraz dokonamy błędnego wyboru. Starajmy się jednak na nich uczyć. Z dnia na dzień nie zmienimy świata na lepsze, jednak metodą małych kroczków jesteśmy w stanie zmienić swoje nawyki. Zachęcam do rozpoczęcia zmian od samych siebie i dawania dobrego przykładu. Na początek pozbycia się wszystkich podróbek z szafy i kosmetyczki.

Pamiętajmy, że swoim portfelem mamy prawo głosu. Zastanówmy się zatem, kogo w ten sposób wspieramy- rynek falsyfikatów czy legalny biznes.

1 komentarz:

  1. Kupowanie podróbek jest kradzieżą intelektualną. Uważam, że noszenie podróbek jest w złym stylu. Zdecydowanie NIE.

    OdpowiedzUsuń