18 września 2015

Analiza wydatków - dlaczego warto?


Czy wiesz, ile w ostatnim roku wydałaś na ubrania, dodatki i kosmetyki? Czy masz wyrobiony nawyk systematycznego spisywania wszystkich poczynionych wydatków? A może nie robisz tego celowo, aby móc żyć w nieświadomości i nie budzić w sobie wyrzutów sumienia... Jeśli na wszystkie te pytania odpowiedziałaś "nie", to ten artykuł dedykuję właśnie Tobie.


 DLACZEGO WARTO?

Taki spis potrafi nie tylko bezlitośnie obnażyć wszystkie zakupowe grzeszki, ale, o dziwo, posiada także pozytywny wpływ na sferę wydatków. Zyskać można bardzo wiele, a najważniejszymi korzyściami płynącymi z prowadzenia analiz wydatków są:

- świadomość tego, co kupujesz,
- nauka systematyczności,
- lepsze planowanie kolejnych wydatków,
- wiedza, gdzie w razie potrzeby szukać oszczędności.


Przez ostatni rok, jeszcze przed założeniem tego bloga, dokładniej od sierpnia 2014r., eksperymentalnie zaczęłam prowadzić w Excelu spis wydatków. Skąd pomysł na stworzenie takiego zestawienia? Wiedziałam, że wydaję dużo, dlatego chciałam poznać, jakie są to faktycznie kwoty. Byłam też ciekawa, jakie wnioski wyciągnę na sam koniec. 

Przyznam, że tworzenie tej listy było długie i mozolne, musiałam pilnować, aby zabierać każdy paragon, a jeśli go nie dostałam lub zapomniałam o tym, to na bieżąco spisywać wydatki. Po kilku tygodniach ten nawyk wszedł mi w krew i każdego kolejnego miesiąca tworzyłam na komputerze nowe podsumowanie miesiąca. 


 JAK ZACZĄĆ?

Wypracowałam sobie schemat, który może zaadaptować każda z Was. W Excelu, do obsługi którego nie potrzebna jest zaawansowana wiedza, wpisywałam każdą kupioną rzecz. Tworzyłam tabelę z kilkoma rubrykami, określałam w nich:
- kategorię (np. Dodatki),
- nazwę (np. duży szal bordo z frędzlami),
- markę lub nazwę sklepu,
- cenę,
- datę zakupu (miesiąc i rok).
Na końcu znajdowało się wyróżnione graficznie kwotowe podsumowanie oraz wykres kołowy ze wszystkimi wydatkami z podziałem na kategorie. Wykresy lepiej oddziałują na wyobraźnię.


 MOJE ROCZNE WYDATKI - ANALIZA

Z racji poruszanej tu tematyki, nie będę analizować kwestii wydatków na jedzenie, opłaty, komunikację, przybory artystyczne, higienę itd. Rubryką, nad którą chciałabym się dziś pochylić są "Kobiece rzeczy". Pod tą zagadkową nazwą kryje się kilka kategorii: Ubrania, Dodatki i biżuteria, Obuwie, Bielizna, Kosmetyki i akcesoria oraz Konserwacja. Na poniższym wykresie znajduje się ich uogólniony kosztorys:




 UBRANIA
Przez rok kupiłam 25 sztuk ubrań,z czego 6-ciu się pozbyłam. Nie jest to wygórowana liczba. Najchętniej kupowałam sukienki (6), koszule (4), spódnice (4), leginsy (3) i t-shirty (3). Zauważyłam, że mój styl podążył w kierunku bardziej kobiecego, klasycznego z nutką casualu. Ubrania kupowałam głównie w second handach, Lidlu, H&M, Decathlonie oraz przez Internet. Bardzo polubiłam jakość basicowych ubrań w Lidlu, szczególnie bawełnianych. Połowa rzeczy kupionych w sieci okazała się nietrafiona. 

Średnio miesięcznie na ubrania wydawałam: ok. 60 zł, a więc: średnio.


 DODATKI I BIŻUTERIA
Moja szkatułka wzbogaciła się o dwa srebrne przedmioty: 1 pierścionek (biżuteria autorska) i 1 wisiorek (lokalny jubiler). Na szyi gościły u mnie dwa nowe nabytki: 1 szal i 1 apaszka (second hand). Dwoma bardzo trafnymi i jednocześnie nisko kosztowymi zakupami okazały się: 1 futerał na smartfona (Internet) oraz 1 torba na zakupy (Rossmann). Zdecydowałam się również na zakup online dwóch rzeczy vintage: 1 skórzanej torebki i 1 czapki z wełny i alpaki. Oba z nich okazały się nietrafione przez słabą jakość, o której przekonałam się w trakcie użytkowania. Duża ilość posiadanych rzeczy wymogła na mnie zakup 20 sztuk wieszaków na ubrania (Agata Meble).

Średnio miesięcznie na dodatki i biżuterię wydawałam: ok. 40 zł, a więc: średnio.


 OBUWIE
W ciągu roku kupiłam 5 par butów, z czego 2-óch się pozbyłam. Były nimi: 1 sandałko-koturny (Lasocki, CCC), 2 pary butów sportowych (Lidl, Adidas), 1 klapki na basen (Decathlon), 1 skórzane półbuty (Ryłko). Pierwsza para okazała się zakupem poczynionym pod wpływem chwili, nie przepadam za butami wyższymi niż 8cm, rzadko je nosiłam i w końcu się ich pozbyłam. Bardzo rozczarowała mnie jakość sportowego obuwia z Lidla, które okazało się kiepsko wykończone i dodatkowo podczas standardowego czyszczenia, znajdująca się w środku gąbka trwale zafarbowała biały wierzch buta (nienawidzę takich sytuacji). Najczęściej chodziłam w butach z Adidasa i to płaskie obuwie najchętniej nosiłam w ciągu ostatniego roku.

Średnio miesięcznie na obuwie wydawałam: ok. 15zł, a więc: bardzo mało.


 BIELIZNA
Roczny bilans zakupów przedstawia się następująco: 4 pary staników (2 pary wyrzuciłam), 9 par majtek, 11 par skarpetek, 9 par rajstop, 4 podkoszulki i 1 halka. Kupowałam je w: Outlecie Calzedonii, Simone Perele, Tk Maxxie, Lidlu, H&M-ie, Rossmannie, Internecie. 2/3 wydatków poczynionych w tej kategorii stanowiły 2 pary biustonoszy. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że wydam 300zł na jeden stanik, to pewnie popukałabym się w głowę. Dopiero braffiterka uświadomiła mi, jak źle dobraną bieliznę nosiłam. Jakość staników Simone Perele była nie do porównania z poprzednimi modelami, które dość szybko wyrzuciłam. W najbliższym czasie planuję zakup nowego modelu. W Outlecie Calzedonii znalazłam dobrej jakości kryjące rajstopy, a w Lidlu wygodne, bawełniane, basicowe podkoszulki. W Tk Maxx trafiłam na eleganckie, dobre jakościowo majteczki. Rozczarowała mnie natomiast jakość skarpetek w H&M, choć dotąd byłam z nich zadowolona.

Średnio miesięcznie na bieliznę wydawałam: ok. 80zł, a więc: dużo.


 KOSMETYKI I AKCESORIA

  KOLORÓWKA
Było jej bardzo, bardzo wiele, łącznie 37 sztuk. Lista jest dość długa. Przykładowo w ciągu roku kupiłam: 6 eyelinerów, 5 paletek cieni do powiek, 3 korektory, 3 szminki, 3 róże, 2 rozświetlacze, itd. Kupowałam je stacjonarnie (Rossmann, Drogeria Natura, Golden Rose) oraz (zdecydowanie częściej) online (Mintishop, Allegro). W ostatnim roku polubiłam polskie marki: Kobo, My Secret, Golden Rose, Lovely, Inglot.

Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że większość kolorówki, którą poprzednio miałam, traciła w ostatnim roku swoją datę ważności. Nie używam kosmetyków kolorowych po terminie, dlatego wymieniłam niemal każdą pozycję w "kuferku". Poza tym, lubię makijaż i stał się on jednym z moich pasji...

  PIELĘGNACJA
W ostatnim roku prowadziłam dość minimalistyczną pielęgnację, choć przyznam, że brakowało mi w tej sferze regularności. Zwykle zużywałam poprzednio zgromadzone zapasy. Z dziedziny naturalnych produktów zaopatrzyłam się w: 1 nierafinowane masło shea, 1 czarne mydło + rękawicę kessę, mydło aleppo 24% oraz 1 ałun. Najsłabsze działanie z nich miał ten ostatni, którego pozbyłam się z kretesem. Przez rok kupiłam 7 szamponów (Alterra z granatem, ulubieniec) i 3 maski do włosów (Biovax Gold, ulubieniec). W przypadku pielęgnacji twarzy, rozczarowały mnie 3 kremy (Alterra, Himalaya).

  DODATKI KOSMETYCZNE
Cóż, aż 18 pozycji, a więc bardzo dużo. W tym roku świadomie poszerzyłam swoją kolekcję akcesoriów do makijażu o 14 pędzli (Zoeva, Glambrush, Real Techniques, Sigma). Najczęściej kupowałam je przez Internet (Mintishop- łącznie aż 5 zamówień). Oprócz tego wymieniłam starą wersję 1 szczotki do włosów Tangle Teezer na nową wersję kompaktową, która bardzo dobrze się sprawuje. Dbałam także o organizację tej gromadki, kupując 1 tubę na pędzle (Glambrush) i 2 organizery (Allegro).

  PERFUMY
W tej podkategorii pojawiła się tylko jedna pozycja: 1 woda toaletowa (L'Occitane).

Średnio miesięcznie na kosmetyki i akcesoria wydawałam: ok. 200zł, a więc: bardzo dużo.


 KONSERWACJA
Uważam, że ta kategoria zasługuje na wyróżnienie, z uwagi na to, że wydłuża żywotność ubrań i dodatków. Te wydatki sprowadziły się do zakupu: 1 golarki do ubrań (Rossmann), 5 par wkładek do butów (CCC), 4 kremów/impregnatów do pielęgnacji skóry (CCC, Ryłko), 3 rolek do ubrań (H&M, Rossmann), 3 pokrowców na ubrania (Agata Meble, Kaufland) i 2 organizerów (Allegro). W tym zestawieniu doliczyłam także dwie usługi: 1 czyszczenie chemiczne w pralni i 2 wymiany fleków u szewca.

Średnio miesięcznie na konserwację wydałam: ok. 10zł, a więc: bardzo mało.



 OSTATECZNE PODSUMOWANIE

Poza korzyściami, wspomnianymi na samym początku artykułu, doszłam do kilku dodatkowych przemyśleń, które być może zachęcą Cię jeszcze bardziej do prowadzenia własnego arkusza z wydatkami:

A) Wiem, które wydatki powinnam okiełznać.
WNIOSEK: będę dążyć do poziomu średni w średnich miesięcznych wydatkach w każdej z "kobiecych" kategorii.

B) Lepiej znam swój gust: wiem, jak zmienia się mój styl, jakie części garderoby polubiłam, jakie fasony butów częściej nosiłam.
WNIOSEK: wiem, czego szukać w sklepach przy kolejnych zakupach, co pozwoli mi zaoszczędzić czas.

C) Trudno mi dobrze dopasować ubrania przez Internet, przez co kilkukrotnie się nacięłam.
WNIOSEK: nie będę kupować ubrań i dodatków online, chyba że takie same mierzyłam stacjonarnie.

Myślę, że taka analiza wydatków (w ujęciu miesięcznym i rocznym) jest zgodna z nurtem slow fashion, o którym wspominałam w tym artykule. Czuję, że z każdym tygodniem coraz bardziej przekonuję się do jego zasad i udaje mi się lepiej wcielać je w życie. Slow fashion jest trochę jak kropla wody, która drąży skałę. Na temat jego wpływu planuję w przyszłości osobny wpis. Tymczasem będę kontynuować tworzenie miesięcznych spisów wydatków.

13 września 2015

Bolączki branży odzieżowej - "The true cost"


Tytułowy dokument został zareklamowany jako przełomowy, z którym każdy konsument powinien się zapoznać. Czy obejrzenie go sprawi, że zaczniesz bardziej podejrzliwie patrzeć na zakupy w sieciówkach? Czy wywoła on swego rodzaju oświecenie w Twoim umyśle? A może na jakiś czas stracisz ochotę na zakupy, by móc na spokojnie przyswoić sobie nowe informacje?


WSTĘP

"The true cost", mający swoją premierę 29 maja 2015r., wyreżyserował Amerykanin Andrew Morgan. Sfinansowano go dzięki stronie Kickstarter. Autor przedstawił w nim niektóre z największych problemów odzieżowego przemysłu. Podkreślam, niektóre, ponieważ w tym 1,5-godzinnym filmie trudno zawrzeć je wszystkie, co jest zrozumiałe. Krytyczny stosunek Morgana do branży mody obrazują liczne przykłady, które podzieliłam na trzy kategorie:


A) wpływ na społeczeństwo:

• katastrofy budowlane w fabrykach prowadzące do śmierci i kalectwa wielu ludzi, m.in. w Rana Plaza w Bangladeszu,
• degradacja środowiska i szkodliwa produkcja, które przyczyniają się do chorób u pracowników i miejscowej ludności, a także u dzieci, które zaczęły rodzić się z upośledzeniami fizycznymi i psychicznymi,
• walka pracowników fabryk o płacę minimalną (living wage), w niektórych miejscach prowadząca do pacyfikacji przez władze,
• łamanie praw człowieka przez właścicieli fabryk i nielegalne wykorzystywanie dzieci do pracy,
• chwyty marketingowe korporacji odzieżowych, które utwierdzają w przekonaniu, że to materializm czyni nas szczęśliwymi ludźmi (jako przykład: vlogerki i ich haule zakupowe),

B) wpływ na środowisko naturalne:

• degradacja środowiska naturalnego przez pestycydy i herbicydy stosowane przy uprawach bawełny,
• "Przemysł odzieżowy jest na 2. miejscu po przemyśle naftowym pod względem ilości produkowanych zanieczyszczeń"; powstawanie w krajach trzeciego świata olbrzymich wysypisk, które zatruwają glebę, powietrze i wodę,
• genetyczne modyfikowanie roślin przez firmę Monsanto (dla mnie argument słabo powiązany z problemami branży odzieżowej),

C) wpływ na gospodarkę:

• negatywne zjawisko fast fashion, związane z kontrowersyjnym rynkiem dostaw,
• cięcie kosztów i przenoszenie produkcji do słabo rozwiniętych krajów, które prowadzą do wzrostu zysków właścicieli korporacji odzieżowych,
• wzrost konsumpcji w krajach rozwiniętych.


Jako pozytywne działania, Morgan określił:
• ruchy fair-trade i powstawanie etycznych firm odzieżowych,
• dyskusje społeczne,
• produkcję bawełny organicznej.


MOJE WNIOSKI

Tytułowa pozycja nie jest pierwszym filmem, dotykającym problematyki produkcji ubrań, jaki miałam okazję oglądać. Powiem więcej- na zajęciach CSR (Corporate Social Responsibility) widziałam o wiele drastyczniejsze obrazy, przy których co wrażliwsi mogliby zemdleć lub zwymiotować. Tak, "The true cost" nie jest najbardziej drastycznym dokumentem, jaki znajduje się w sieci, choć nie twierdzę, że przedstawione cierpienia ludzkie nie chwytają za serce. Widza, który nigdy wcześniej nie widział podobnych scen, może szokować.

Andrew Morgan podszedł jednak tendencyjnie do produkcji tego filmu, zestawiając ze sobą skrajnie różne obrazy (np. z jednej strony brudne fabryki w Bangladeszu, z drugiej lśniące czystością sklepy sieciowe w Ameryce), co ewidentnie razi. "The true cost" jest przewidywalny i od razu widać, że miał zrobić w mediach wiele szumu. Według zamysłu twórcy, winnym zaistniałym problemom jest obecny system gospodarczy, czyli kapitalizm. Mimo to, autor nie podał propozycji realnych działań, które mogłyby doprowadzić do poprawy sytuacji w branży.



• JAK ROZWIĄZAĆ ZAISTNIAŁE PROBLEMY SPOŁECZNE W BRANŻY?

Skoro reżyser "The true cost" nie zmierzył się z tym kluczowym pytaniem, spróbuję podjąć to wyzwanie i rozważyć, czy istnieją realne sposoby na zażegnanie kłopotów branży odzieżowej, związanych z wpływem na społeczeństwo i gospodarkę.

Kampanie reklamowe, petycje i dyskusje społeczne nagłaśniają istnienie problemów wśród społeczeństw, nie zdających sobie sprawy, jak trudne jest szycie ubrań. Niewiele jednak realnie ze sobą wnoszą. Powtórzę: według Andrew Morgana winny jest kapitalizm. Tylko rewolucja byłaby w stanie obalić ten system, a jak wiemy z historii, one nigdy nie obywały się bez rozlewu krwi.

Jaki inny charakter światowej gospodarki miałby zapanować? Czy mielibyśmy się cofnąć do czasów, kiedy jedynym miejscem wyrobu ubrań byłyby lokalne zakłady rzemieślnicze np. szewca czy krawca? Gdzie podziałyby się nowoczesność i innowacyjność, które wzmacniają pozycję każdej branży na rynku? A wreszcie czy możemy naruszać niezależność danego państwa i cokolwiek na nim wymuszać opinią międzynarodową? 


• KTO JEST W STANIE ZARADZIĆ TYM PROBLEMOM?

Czy przeciętny zjadacz chleba, taki jak Ty czy ja, może coś zrobić? Czy może własnymi rękami zmienić system gospodarczy i, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zlikwidować całą niesprawiedliwość w świecie mody? Wymagałoby to nadzwyczajnego w skali świata porozumienia i solidarności ponad narodami.

Społecznicy, działacze, darczyńcy i wolontariusze powiedzieliby, że jest to możliwe, ponieważ w ludziach drzemie siła i zmiany warto zaczynać od samych siebie. Uważam, że przemiany w tej branży, o ile nastąpią, będą jedynie efektem dobrej woli ludzi, którzy są wrażliwi na krzywdę innych. Nie neguję ich szczytnych ideałów, dobrych chęci i zapału do działania. Skrycie podziwiam ich za odwagę i chęć przeciwstawienia się systemowi.

(Niektórzy mogliby teraz powiedzieć, że to czcze gadanie i sama mogłabym się włączyć w aktywne działania. Owszem, działam, pisząc chociażby ten artykuł. Z tą problematyką zetknęłam się już nie pierwszy raz. Od kiedy przekroczyłam próg szkoły projektowania, przestałam jednak żyć ideałami i złudzeniami. Udział w wykładzie przedstawicieli organizacji Clean Clothes Polska z pracownikami z Kambodży czy książka Magdaleny Płonki "Etyka w modzie" pozwalają szerzej spojrzeć na kontrowersyjne kwestie w modzie. ).

Trudno nie odnieść wrażenia, że jesteśmy trybikami w wielkiej machinie. Kto dysponuje środkami, by móc dokonać zmian w skali globalnej? Unia Europejska, międzynarodowe stowarzyszenia i organizacje? A może właściciele koncernów odzieżowych, którzy dobrowolnie zrezygnowaliby z części swojego zysku? Mówi się przecież, że dzisiaj korporacje znaczą czasem więcej niż pojedyncze państwa. Czy to w ogóle możliwe? Czy da się zaradzić tym złożonym problemom?


• DO CZEGO DOPROWADZIŁOBY USTANOWIENIE PŁACY MINIMALNEJ W BANGLADESZU I KAMBODŻY?

Puśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że pracownicy fabryk odzieżowych w Bangladeszu i Kambodży uzyskali gwarantowaną płacę minimalną. Co dalej? Pamiętajmy, że branża mody to system naczyń połączonych, w tej dziedzinie nie ma sytuacji win-win. Aby ktoś miał, trzeba komuś zabrać.

• w wyniku podniesienia płacy pracownikom fabryk, korporacje odzieżowe zostają zmuszone do wpisania tego w koszty ubrań, których ceny znacząco wzrastają,
• sprzedaż w sklepach sieciowych w rozwiniętych krajach zaczyna automatycznie spadać, bo ludzie nie są skłonni wydawać więcej na ubrania,
• właściciele fabryk, korporacje odzieżowe i ich podwykonawcy, aby sprostać oczekiwaniom klientów, przenoszą się ze swoją produkcją do ościennych krajów, w których płaca minimalna nie obowiązuje, by móc nadal produkować tanie ubrania,
• ci sami pracownicy, którzy wywalczyli płacę minimalną w Kambodży i Bangladeszu tracą pracę, 
• rośnie bezrobocie, a problem wyzysku pracowników zostanie, tylko przenosi się na teren innego państwa z przekupnym rządem, raczkującym prawodawstwem i tanią siłą roboczą.


• DO CZEGO DOPROWADZIŁOBY MASOWY BOJKOT SIECIÓWEK?

Teraz wyobraźmy sobie, że świadomość ludzi na temat produkcji odzieży w Kambodży i Bangladeszu wzrosła na tyle, że zaczynamy wywierać naciski na właścicieli korporacji odzieżowych i w masowym proteście przestajemy na dłuższą metę kupować ubrania w sieciówkach:

• właściciele korporacji prowadzą kampanię w mediach i społeczeństwie, którą opinia publiczna traktuje jako cyniczną próbę wybielenia swojego wizerunku,
• przychody sieciówek systematycznie spadają,
• właściciele korporacji odzieżowych zostają zmuszeni do ograniczenia produkcji, 
• pracownicy fabryk zostają wyrzuceni na bruk, ponieważ nigdzie indziej ze swoimi umiejętnościami nie znajdą pracy,
• w skali globalnej przychody branży mody maleją,
• stopniowo zostaje ograniczona liczba etatów, nie tylko w fabrykach, ale także dalszych łańcuchach przemysłu, w tym firmach znajdujących się w Europie i Ameryce i pracę traci co X. osoba w branży odzieżowej,
•  bezrobocie rośnie, konieczne staje się przebranżowienie dużej liczby ludzi, co wymaga od rządów krajów dodatkowych nakładów pieniężnych.


• DLACZEGO TO SIĘ NIE UDA?

• GLOBALIZM

Globalizacja utrudnia rozwiązanie najważniejszego z poruszonych problemów, jakimi są skutki społeczne. Dlaczego? Dotyczą one zbyt wielkiej rzeszy ludzi, a odpowiedzialność za cierpienie ludzi w fabrykach zdaje się w tej "globalnej wiosce" jakby rozmywać. (Nie jest to bynajmniej próba uspokojenia własnego sumienia). Nikt nie chce przejąć moralnej odpowiedzialności za bycie rewolucjonistą. Nikt nie chce zostać obarczony winą za negatywne konsekwencje wprowadzonych w gospodarce zmian, bo takie z pewnością by się pojawiły. Trudno jest cokolwiek narzucić i, jeśli do rewolucji gospodarczej by doszło, to nie będzie łatwo utrzymać jej w ryzach.

• NACJONALIZM

Problemy szwaczek w Bangladeszu i Kambodży są dopiero wierzchołkiem góry lodowej. Warto, abyśmy szerzej spojrzeli na tę sytuację. Utarło się przekonanie, że to w dalekoazjatyckich fabrykach panuje wyzysk pracowników i niesprawiedliwość. Nie musimy szukać daleko, bo w naszym własnym kraju! Kto pamięta sytuację sprzed roku, jaka miała miejsce w szwalni Trend Fashion w Myślenicach? W tym mieście ten zakład pracy jeszcze funkcjonuje, czego nie można powiedzieć o dawnym zagłębiu włókienniczo-odzieżowym Polski, czyli województwie łódzkim. Ilu Łodzian straciło pracę przez to, że produkcja przeniosła się do krajów azjatyckich? Ilu ludzi musiało się przebranżowić albo wyemigrować? Mówi się, że było to efektem przemian ustrojowych po 1989r., kiedy to upadały nierentowne fabryki. Dokądś ta produkcja odzieży musiała się jednak przenieść...

Kondycja branży modowej w Polsce jest w opłakanym stanie i nic dziwnego, że nie zastanawiamy się, co dzieje się z ludźmi tysiące kilometrów stąd ani jak faktycznie moglibyśmy pomóc, gdyż zaprzątają nas własne, lokalne problemy. Kogo powinniśmy wspierać- rodzimy przemysł odzieżowy czy produkcję ulokowaną daleko stąd? Sądzę, że jako kraj w tym momencie nie jesteśmy w stanie zmienić sytuacji kambodżańskich i bangladeskich pracowników, nie zatroszczywszy się uprzednio o swoich rodaków.

• WYZYSK

Branża mody opiera się na wzajemnym wyzysku. Tych poszkodowanych, nie tylko w Azji, ale też w Europie jest bardzo wielu. Jakiś czas temu został nagłośniony dość wstydliwy (dla pracodawców!) i częsty proceder zatrudniania ludzi w branży odzieżowej (dodajmy- nad Wisłą), uwaga, ZA DARMO! Pracownice w Bangladeszu otrzymują wynagrodzenie w wysokości 3$ dziennie, a wielu, szczególnie młodych Polaków, pracuje w tej branży za przysłowiową figę z makiem, nie otrzymując pensji! O tym mało kto głośno mówi.



• ZAKOŃCZENIE

Czy jest możliwy zakup ubrania:
 uszytego z przyjaznego człowiekowi materiału i dodatków krawieckich, wykonanych z poszanowaniem środowiska naturalnego,
• jednocześnie wyprodukowanego fair-trade przez godnie opłacanych pracowników,
• oraz na który byłoby nas stać?

Chciałabym w to uwierzyć. Niestety, to tylko utopia... Współczuję głównej bohaterce filmu pracującej w fabryce odzieżowej, bo bardzo prawdopodobne, że jej córka z braku innych możliwości zatrudnienia także zostanie szwaczką. I tak błędne koło się zamyka. Pewnym jest, że od kupowania ubrań nie uciekniemy. W końcu stanowią one jedną z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka.

10 września 2015

Czy warto kupować podróbki?




Popyt rodzi podaż, to stare prawo rynku. Gdyby nie było zainteresowania podróbkami, nie byłaby konieczna ich produkcja. Rynek imitacji jest niczym innym niż owocem pazerności i zachłanności. Przestępcy, którzy nim kierują, bogacą się na ludzkiej krzywdzie. Nie tylko nielegalnie zmuszają pracowników fabryk do pracy po godzinach, ale okradają właścicieli podrabianych znaków towarowych z gigantycznych sum. Dziś artykuł o tym, czy rzeczywiście warto kupować falsyfikaty i czy jest to legalny proceder.


Słowniczek ważnych pojęć

Dyskusję na temat podrobionych towarów rozpocznijmy od definicji pojęć, związanych z tym tematem:
falsyfikat (inaczej: imitacja, podróbka, fałszywka) - fałszerstwo obiektu oryginalnego (dokumentów, wyrobów przemysłu, dzieł sztuki) będącego efektem celowego wprowadzenia (np. konsumenta) w błąd, 
replika - powtórne odzwierciedlenie obiektu, z możliwie jak najwierniejszym odzwierciedleniem oryginału; od falsyfikatu różni się tym, że fakt bycia repliką nie jest ukrywany,
duplikat - drugi egzemplarz obiektu, identyczny z pierwszym; w odróżnieniu od kopii, duplikat nie jest utworzony na wzór oryginału, ale pochodzi z tego samego źródła, co pierwszy egzemplarz, 
kopia - obiekt powstały na wzór innego obiektu; w sztuce dokładne powtórzenie wykonanego wcześniej dzieła, w celach bezpieczeństwa (udostępniania kopii zamiast oryginału) bądź fałszerstwa, 
plagiat (inaczej: kradzież intelektualna) - umyślna kradzież utworu lub pomysłu, 
znak towarowy - prawnie chroniony, niepowtarzalny element, skutecznie odróżniający go od produktów lub usług konkurencyjnych.
Na podstawie: pl.wikipedia.org


 Kto przyczynił się do powstania rynku podróbek?

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy Michaelem Korsem, projektantem który zarabia na życie na tworzeniu projektów ubrań i dodatków. Na razie nie skupiajmy się na jego popularności, spójrzmy na niego przez pryzmat człowieka, którego stałym źródłem utrzymania jest projektowanie. Jego droga do sukcesu w branży modowej nie była usłana różami, ba, zmierzył się z chyba najgorszym możliwym zawodowym koszmarem, jakim było ogłoszenie bankructwa. Mimo tej sromotnej porażki, Kors nie zrezygnował ze swojej estetyki. 

Osiągnięcia na miarę światowej skali nie przyszły jednak od razu. Można tylko gdybać, ile nieprzespanych nocy i ile wyrzuconych do kosza projektów powstało, zanim wpadł na pomysł szkiców torebek Jet Set, Hamilton czy Selma. Wierzcie mi, proces twórczy to niezwykły wysiłek intelektualny. W przypadku Korsa, nareszcie się opłacił. Dziś dodatki sygnowane jego imieniem i nazwiskiem są znane na całym świecie. Bez wątpienia odniósł olbrzymi sukces (polecam przeczytanie wywiadu, przeprowadzonego przez portal fashionbiznes.pl). 

W Polsce podejście do ludzi, którzy swoje bogactwo osiągnęli ciężką pracą, jest często krzywdzące i stanowi efekt ideologii poprzedniego systemu. Traktuje się ich jako wyzyskiwaczy, którzy na pewno nielegalnie dorobili się majątku. Dlatego niektórym tak trudno przyjąć do wiadomości, że projektant może bogacić się na torebkach za bagatela 1500zł. (Oczywiście ta kwota nie jest równa przychodowi projektanta, jaki płynie ze sprzedaży produktów, po odliczeniu kosztów wynajmu powierzchni handlowej, zatrudnienia pracowników, itd.). 

Pomyślmy, jak dobre musiały być biznesplan i filozofia marki Korsa, aby nakłonić klientelę do zakupu produktu o 4-cyfrowej kwocie. Tak łatwo jest zmieszać projektantów mody z błotem i twierdzić, że "naszyją metkę na jakąś szmatę i mogą windować ceny, jak tylko się da". To jest element strategii marketingowej ich marek. Branża luksusowa jest wyjątkowa, także przez wzgląd na wysokość cen, jakie prezentuje swojej grupie docelowej. 

Pomyślmy, jak bardzo Michaela Korsa musi boleć świadomość, że jego projekty są teraz jednymi z najczęściej podrabianych na świecie. Z tego procederu nie ma ani grosza. Czy na jego miejscu nie staralibyśmy się chronić swojej własności intelektualnej i patentować znaków towarowych oraz modeli produktów, których powstanie kosztowało wiele czasu, pieniędzy i energii? 


• Czy noszenie podróbek jest legalne?

W Europie każdy kraj samodzielnie reguluje swoje prawodawstwo w zakresie obrotu falsyfikatami. Najostrzejsze w tej dziedzinie prawo panuje nad Sekwaną i słusznie, ponieważ branża odzieżowa, kosmetyczna i luksusowa są jednymi z najważniejszych w tamtejszej gospodarce, a handel podrabianym towarem przynosi olbrzymie straty. We Francji każdy, kto kupuje podróbkę i ją nosi, może iść do więzienia na trzy lata albo zapłacić karę w wys. 300 000 euro (źródło). Kilka lat temu powstała nawet specjalna kampania społeczna mająca zniechęcić obywateli do wspierania rynku falsyfikatów (hasło: Prawdziwe damy nie noszą podróbek).


W Polsce posiadanie i noszenie podrobionych towarów jest legalne. Przewidziane są natomiast kary dla osób, które zajmują się ich sprzedażą:

Dz.U. z 2003r. Nr 119, poz. 1117 ze zm.
Art. 305. 1. Kto, w celu wprowadzenia do obrotu, oznacza towary podrobionym znakiem towarowym, zarejestrowanym znakiem towarowym, którego nie ma prawa używać lub dokonuje obrotu towarami oznaczonymi takimi znakami, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca przestępstwa określonego w ust. 1 podlega grzywnie.3. Jeżeli sprawca uczynił sobie z popełnienia przestępstwa określonego w ust. 1 stałe źródło dochodu albo dopuszcza się tego przestępstwa w stosunku do towaru o znacznej wartości, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.
Źródło: forumprawne.org

Szczerze zazdroszczę Francuzom takich regulacji prawnych i protekcjonalnego podejścia wobec swojej gospodarki. W Polsce, niestety, branżę odzieżową nadal traktuje się po macoszemu i nie dostrzega jej potencjału. Nie ma się zatem co dziwić, że fakt kupowania i noszenia podróbek nie są  u nas traktowane jako przestępstwo. To legalny proceder. Ach, jak wspaniale fałszywki wpisują się w realia bazarków, targowisk i bylejakości...


• Rekompensata imitacjami

To oczywiste, że jako nacja nie lubimy przepłacać. Nie pozwala nam na to poziom zarobków, tak odległy od zachodnich płac. A przecież ceny w Polsce w przeliczeniu na euro czy dolary są takie same, a nawet wyższe. Różnice staramy się rekompensować kupując imitacje, bo skoro wyglądają one jak oryginały, to po co przepłacać? Torebka Korsa logowana tam, gdzie trzeba, z kompletem metek, w pokrowcu z logo projektanta i do tego tylko za 24$ z przesyłką...

Dostęp do rynku podróbek jest coraz łatwiejszy za sprawą globalizacji i dostępu do takich portali jak Aliexpress (chiński odpowiednik rodzimego Allegro). Istnieją grupy na Facebooku, które specjalizują się w zamawianiu podrobionych towarów z Azji. Ostatnio nasiliło się także zjawisko tzw. "buticzanek", które polega na zakładaniu sklepów internetowych z asortymentem sprowadzanym z Aliexpress. Ich właściciele często narzucają marżę wynoszącą kilkaset procent! Jak widać, niektórzy zrobili na tym w kraju całkiem dochodowy interes.


• Jeśli nie stać mnie na oryginał, to nie kupuję podróbki

Kiedyś kupienie torebki wzorowanej na modelu Chanel 2.55 czy szpilek z charakterystyczną czerwoną podeszwą nie było dla mnie synonimem bezmyślności, a rozsądnego dysponowania pieniędzmi. Od zawsze podobały mi się "klasyczne modele", dlatego w kupowaniu rzeczy wzorowanych na tych od projektantów nie widziałam nic zdrożnego, tym bardziej, kiedy kosztowały mniej niż 100zł. Co prawda nie zapędziłam się w logomanię, by błyszczeć nachalnie rozpoznawalnymi znakami towarowymi na prawo i lewo, ale miałam w swojej szafie kilka podróbek, o czym wspominałam w tym artykule

Olśnienie przyszło dopiero podczas nauki projektowania po szkole średniej, kiedy mogłam spojrzeć na branżę mody z innej perspektywy. Szybko wyrzuciłam fałszywki i absolutnie nie było mi ich żal. Patrząc na nie czułam niesmak i konsternację. Nawet jeśli ich noszenie było legalne, to w głębi duszy czułabym, że daję zły przykład. Postanowiłam sobie, że nigdy więcej nie kupię podróbek. Jeśli nie stać mnie na oryginały, to nie będę kupować ich imitacji.


 Prawdziwe damy nie noszą podróbek

Do zmiany zdania nie przekonają mnie żadni celebryci, którzy ostentacyjnie pokazują się w podrobionych ubraniach i dodatkach. Uważam to za aroganckie zachowanie, ignorancję, brak klasy i profesjonalizmu. Kto, jeśli nie oni powinni być świadomi tego, co noszą i kogo swoimi wyborami wspierają. 

A jeśli o przykład postępowania chodzi, to smutne jest też to, w jakim kierunku zmierza nie tylko sfera elit, ale także blogowy światek. W jej twórcach tkwi wielki potencjał, ponieważ mogą publicznie krzewić wiele mądrych i wartościowych treści. Mają możliwość piętnowania noszenia i kupowania fałszywek, ale tego nie robią. Takie osoby mogę wymienić na palcach jednej ręki. Ba, jest to nawet okazja do pochwalenia się podróbkami. "Za 300 zł straconych w Polsce mam 4 pary Air Max'ów na chińskim Aliexpress"- pisze jedna z internautek.


• Głosowanie portfelem

Kupowanie podróbek wynika nie tylko z zachłanności pobudzonej przez profesjonalne kampanie reklamowe selektywnych marek, ale i braku zastanowienia czy wnikliwej wiedzy. Nie wszystkim jest wiadome, jak odróżnić podróbkę od oryginału, gdyż bardzo łatwo się pomylić i paść ofiarą oszustwa. (Tutaj polecam profil Podróbkowo Wielkie oraz zakładkę o tej samej nazwie na blogu Jest Pięknie).

Temat fałszywek jest bardzo rozległy i dotyczy wielu sfer naszego życia. Nie jest ono perfekcyjne i nieraz dokonamy błędnego wyboru. Starajmy się jednak na nich uczyć. Z dnia na dzień nie zmienimy świata na lepsze, jednak metodą małych kroczków jesteśmy w stanie zmienić swoje nawyki. Zachęcam do rozpoczęcia zmian od samych siebie i dawania dobrego przykładu. Na początek pozbycia się wszystkich podróbek z szafy i kosmetyczki.

Pamiętajmy, że swoim portfelem mamy prawo głosu. Zastanówmy się zatem, kogo w ten sposób wspieramy- rynek falsyfikatów czy legalny biznes.

1 września 2015

Gust zwany Ikeą


Jakiś czas temu pewien poznański artysta podzielił się ze mną ciekawym spostrzeżeniem: 

Przed II wojną światową ludzie bardziej cenili sztukę i byli także lepiej wyedukowani artystycznie. W dobrym guście było posiadanie w domu przynajmniej jednego oryginalnego obrazu, nawet małej akwareli bądź szkicu. Dzieła artystów były także prezentami, którymi obdarowywano z okazji ważnych uroczystości rodzinnych, np. ślubu.


Od wspomnianych czasów minęło prawie 100 lat. Trudno nie odnieść wrażenia, że dziś dzieła sztuki trafiają do bardzo wysublimowanej grupy osób, których "fanaberią" jest kolekcjonowanie. Rozmowy o niej toczą się wyłącznie w wąskich, elitarnych, artystycznych środowiskach. Nowy iPhone jest bardziej pożądanym prezentem niż obraz olejny czy rzeźba z brązu. Przeciętny Polak ostatni raz zetknął się z twórczością artystyczną w szkole podstawowej i nie pamięta, kiedy ostatnio był na wystawie. Jaki obraz społeczeństwa się z tego wyłania?

Dziś poziom estetyki ogółu reprezentuje symbol naszych czasów, a także nowoczesności, minimalizmu i prostoty, czyli IKEA. Silną pozycję na rynku zdobyła dzięki kolekcjom tanich mebli w oszczędnym, skandynawskim stylu, które świetnie się sprawdzają w wynajmowanych mieszkaniach i odpowiadają zasobności studenckiej kieszeni.

Ikea to styl, Ikea to sztuka- zdawać by się mogły powtarzać jak mantrę dzikie tłumy (czytaj: pielgrzymki) udające się w weekendy do tych wielkopowierzchniowych świątyń. O wiele milsze jest przecież przebywanie we wnętrzu jak z katalogu, niż wśród staroświeckich PRL-owskich meblościanek, kryształów i przaśnie udekorowanych ścian. To nic, że inspiracja okazała się zbyt nachalna. Ważne, żeby było tanio i tak, jak wszędzie. 

Przykładowo: większość blogerek maluje się przy toaletce HEMNES albo MALM, kosmetyki trzyma w komodzie ALEX, przegląda się w lusterku MYKEN, a pędzle trzyma w białej osłonce na doniczkę SKURAR... 
Pójście na łatwiznę, masówka i tendencje do upraszczania- znamy to nie tylko ze sposobu dekoracji wnętrz, ale także z zawartości garderoby (wszak to też pewien rodzaj sztuki użytkowej). Sieciówki, kopiowanie sklepowych manekinów, strój zwykły, szary i niewyróżniający się. 


Pojawia się tu pytanie: czy naprawdę brakuje nam finezji czy to efekt zachowawczości? A może do wyglądu siebie oraz przedmiotów, które nas otaczają, nie przykładamy zbytniej wagi?